Kierowca testowy Kawasaki pisze - Ninja H2

Kierowca testowy Kawasaki pisze - Ninja H2

Będę szczery. Miałem problemy ze snem dzień przed dostarczeniem mi Ninjy H2. Ostatni raz tak się ekscytowałem przed Bożym Narodzeniem w 1997 roku, kiedy poprosiłem Św. Mikołaja (lub Dzieciątka Jezus) o Quake 2. Naprawdę, leżałem w łóżku ze wzrokiem wbitym w sufit i nawet nie zastanawiałem się, czy ten sprzęt będzie szokujący, bo wiem, że będzie. Pytanie brzmiało jak bardzo? Kiedy wręczono mi dokumenty i zobaczyłem H2 z wetkniętym do stacyjki kluczykiem poczułem się jakbym znowu po raz pierwszy zobaczył kobiece piersi. Filmy w Internecie to jedno. Kiedy staniesz obok tego monstrum i je odpalisz, to zupełnie inne doświadczenie. Powiedzieć, że to normalny motocykl to jak powiedzieć, że ZUS odwalił kawał dobrej roboty. Nic tutaj nie jest normalne. Na pewno nie wygląd, na pewno nie dźwięk i z całą pewnością nie prędkość. Testowo odkręcam gaz mniej więcej na 20%. Motocykl przyspiesza jak sportowe 1000cc na w pełni otwartej przepustnicy. To pierwszy znak, że Ninja H2 to psychopata. Drugi ma miejsce kiedy udaje mi się wyjechać z miasta (szczęśliwym trafem prosto na Niemiecką autostradę). Odkręcam gaz na mniej więcej 60%. Szukam w głowie jakiegoś zwierzęcia dostatecznie wściekłego, do którego można by porównać gwałtowność, z jaką Ninja H2 nabiera prędkości, ale tak wściekłych zwierząt po prostu nie ma. Co prawda nie miałem w planie jechać na kole, ale najwyraźniej Ninja H2 miała inne plany. Zaczynam się poważnie zastanawiać nad swoim życiem, kiedy wbijam piąty bieg, a przednie koło traci kontakt z asfaltem. Czy to jest w ogóle fizycznie możliwe? Dobrze, że mam czarną szybę w kasku, bo zaczynam się przeraźliwie śmiać. Jakby duch opowiedział mi naprawdę dobry dowcip. Jeśli masz w sobie choć trochę zdrowego rozsądku i strachu, nie wyłączaj kontroli trakcji na drogach publicznych. Wtedy Ninja H2 jest bardzo blisko „niezdatnej” do jazdy. Oczywiście, że inne superbike'i też wariują, kiedy wyłączy się im kontrolę trakcji, ale porównywanie innych superbike'ów do H2 jest jak porównywanie występu chóru kościelnego z koncertem AC/DC. Wszystko w tym psychopatycznym motocyklu dzieje się cztery razy bardziej dziko i brutalnie. Kiedy kompresor się rozkręci i powiadomią Cię o tym cztery ikonki powietrza na kokpicie masz wrażenie, że Ninję H2 oprócz paliwa napędza gniew Boży. Te ultra-fajne ćwierknięcia przy odpuszczaniu gazu i redukcjach to nie fanaberia inżynierów. To po prostu kompresor, który przy 140 000 obr/min przekracza prędkość dźwięku i powietrze wokół niego musi jakoś na to zareagować. Jeśli lubisz, kiedy bolą Cię różne rzeczy, nie opuszczaj obrotów poniżej 8000/min. Wtedy kompresor będzie już obudzony, a każde choć nieco gwałtowniejsze otworzenie gazu da Ci wyobrażenie jakby to było być wysadzonym w powietrze. Jazda Ninją H2 nie jest relaksująca. Musisz być o wiele bardziej skupiony niż na normalnym motocyklu ponieważ przyspieszenie oznacza tutaj znacznie szybsze znalezienie się w innym miejscu. Myślę, że zwrot „zaginanie czasoprzestrzeni” ma tutaj swoje naukowe potwierdzenie. Nawet, kiedy jedziesz spokojnie, przepisowo, przez środek miasta, mijając taksówki i ludzi na przystankach, a zawieszenie zaskakująco dobrze radzi sobie z nierównościami, jakiś pierwiastek Twojej świadomości wie, że masz między nogami nie silnik ale czynny wulkan i wystarczy jeden, kilkumilimetrowy ruch manetką gazu, żeby wszystko się rozmyło. Ujmijmy to w ten sposób. Jeśli stałbyś na poboczu i jakiś sportowy motocykl klasy 1000cc lub bardzo szybki sportowy samochód minąłby Cię z prędkością 150 km/h, wyprzedziłbyś go po kilometrze. Jeżdżąc Ninją H2 po ulicach sprawiasz światu przysługę. Uczniak jadący autobusem do szkoły, kobieta jadąca do kosmetyczki, biznesmen tkwiący w korku i spóźniający się na spotkanie. Ich codzienność będzie niecodzienna, kiedy zobaczą na ulicy najbardziej szokujący i niesamowity motocykl dopuszczony do ruchu.
 
 
Kierowca Testowy Kawasaki