Newsletter Kawasaki

Newsletter Kawasaki

19 Grudzień 2020 Sześciu na szóstkę - część VI - Andrew Pitt

Aby uczcić 25-lecie modelu Ninja ZX-6R, zadaliśmy sześciu kierowcom, którzy odegrali ważną rolę w historii ZX-6R, sześć pytań dotyczących ich związku z tym modelem Kawasaki. Sześć dni, sześć osób, sześć pytań. Świętujemy 25 lat sukcesów torowych kultowego modelu Ninja ZX-6R!

 

Czym się teraz zajmujesz - oprócz pełnienia roli szefa teamu?


Bycie szefem teamu to moja pełnoetatowa rola. Nie mam czasu na nic innego. Dużo pracuję z domu, ale też bywam w siedzibie zespołu. Jak powiedziałem, to jest praca na pełny etat, co jest dla mnie dobre. Wolę to robić właśnie w ten sposób. Mieszkam w miejscowości Lucca, we Włoszech, tu jest moja rodzina, więc spędzam z nią większość wolnego czasu. Opieka nad dziećmi to druga część moich obowiązków!


Czy uczucie zdobycia dwukrotnie mistrzostwa świata kiedykolwiek mija - czy już o tym nie myślisz? A może ludzie ci o tym przypominają?


Nie myślę o tym dużo. Myśli o tym nie pojawiają się w mojej głowie jakoś regularnie. Czasami moje dzieci pytają mnie o czasy, kiedy się ścigałem. To sprawia, że wracam do tamtych chwil. I nie jest tak, że próbuję to jakoś blokować, ale moja głowa jest teraz pełna zupełnie innych rzeczy. Praca, problemy dzieci, dobra zabawa z nimi. Ale czasami spojrzę na plakat, czy jakieś trofeum na ścianie, co z automatu uruchamia wspomnienia. Choć to było dość dawno, cały czas jest we mnie satysfakcja z tego, że ​​udało mi się coś osiągnąć.


Kiedy jeździłeś na Kawasaki, w WorldSSP, zastanawiałeś się nad swoimi problemami, ich rozwiązaniem i nowymi możliwościami bardziej wnikliwie niż twoi konkurenci?


Patrząc z perspektywy czasu, z perspektywy tego co teraz robię, myślę, że powinienem bardziej zwracać uwagę na szczegóły, kiedy się ścigałem. Teraz widzę, że wtedy mogłem być jeszcze lepszy. W wyścigach jest tak wiele małych obszarów, które zawsze można poprawić. Teraz nad nimi pracujemy, udoskonalamy te rzeczy, a kiedy się ścigałem nie zauważano ich, nie zastanawiałem się nad nimi. Wtedy miałem wokół siebie dobrych ludzi, na których liczyłem. Miałem po prostu nadzieję, że pomyśleli o wszystkim. Teraz jednak wiem, że na pewno mogłem być lepszy, bo znam obszary, które można było wtedy poprawić.


Wiele osób twierdzi, że australijscy zawodnicy mają większe apetyty na wygrane, ponieważ poświęcają tak wiele, aby ścigać się po drugiej stronie planety. To prawda?


Trudno jest powiedzieć, co myślą inni, ale raczej w 100% zgadzam się z tym twierdzeniem. My, jak inni, nie byliśmy w domu w każdą niedzielę wieczorem. Mieliśmy też tylko jedną szansę na sukces. Jeśli by się nie udało, nikt ponownie by do nas nie przyjechał, nie zadzwonił do Australii. Dlaczego? Bo zostałoby już udowodnione, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy. Trzeba było więc sprawić, aby wszystko zadziałało. To była okazja, na którą pracowało się przez całą karierę w Australii, od najmłodszych lat. Kiedy zdobyłeś mistrzostwo świata, nie zamierzałeś też odpuścić. Stawiałeś wszystko na jedną kartę.


Jesteś jednym z nielicznych kierowców, którzy ścigali się w klasie Supersport, Superbike i MotoGP - czy jest jakaś inna klasa wyścigowa, w której chciałbyś spróbować?


Najbardziej podobały mi się duże motocykle o dużej mocy. Zaczynałem od jazdy na motocyklu crossowym, robiłem powerslide’y, bawiłem się kontrolowaniem przyczepności tyłu. Obecnie każdy trenuje na torze crossowym, to stało się normą. Wtedy to była jedyna opcja, jaką mieliśmy w Australii, bo nie mogliśmy wjechać na asfalt, dopóki nie skończyliśmy 18 lat. Trzeba było bawić się i uczyć jazdy po dirt tracku. Prawdopodobnie później dało to dobry efekt na asfalcie. A teraz? Może chciałbym wziąć udział w wyścigu endurance, wyścigu 24-godzinnym, z dobrą ekipą i dobrymi kolegami z zespołu. Ale… musiałbym pojechać na najlepszym, najmocniejszym dostępnym motocyklu.


Jak ogólnie postrzegasz przyszłość wyścigów WorldSSP? Czy to nadal najlepsza droga do sukcesów w WorldSBK?


Myślę, że tak. Jeśli wygrywasz na 300-tce, potem w Supersportach, to możesz dostać się do teamu startującego w WorldSBK. Jeśli jesteś wystarczająco dobry, i tak musisz przejść przez klasę 600. Niektórzy producenci mają taką właśnie ustaloną drogę dla zawodników. Ponieważ odniosłem sukces w 600-tkach, zostałem naznaczony jako motocyklista 600, chociaż wolałem jeździć na większych motocyklach. WorldSSP jest nadal bardzo istotną klasą, bo przejście prosto z 300-tek do Superbike'ów po prostu nie zadziała. Myślę, że już w 600-tkach powinno być trochę podstawowej elektroniki, ponieważ motocykliści, którzy przychodzą do Superbike'ów z 600-tek, od razu muszą poradzić sobie z elektroniką. Nie mając doświadczenia trudno jest im wykorzystać jej zalety.